Okres Bożego Narodzenia rozpoczyna się właściwie już od pierwszej Niedzieli Adwentu.
Pamiętam, jak to mawiano, że to co nam się przyśni w pierwszą niedzielę Adwentu spełni się w pierwszym ćwierćroczu, co zaś się przyśni w druga, niedzielę -spełni się w drugim ćwierćwieczu, i tak dalej. Ludzie wtedy dbali o to, by nie kłaść się spać "na pusty żołądek", gdyż wtedy sny bywają, nie najlepsze.
O dobrych snach opowiadano wśród rodziny i znajomych, zaś o snach złych milczano, aby jak najszybciej o nich zapomnieć. Przyznam, że i obecnie wiele osób jeszcze te wierzenia podtrzymuje, choć już czasami z przymrużeniem oka.
W samą Wigilię "dzieje się" najwięcej, gdyż w czasach mego dzieciństwa mawiano: "co se we Wilijoł stanie, to tak baje cały rok". Staraliśmy się wtedy być grzecznie aby nie dostać "zezy" - czyli po galotach. Byliśmy też bardzo robotni, aby cały rok był taki, i tak dalej...
Kiedy skrobano ryby, staraliśmy się wtedy o zdobycie jak największej rybiej łuski, którą następnie dawano do portmonetki, co miało zapewnić, "że przez cały rok banom pieniądze w portmaneju".
W czasie jedzenia wieczerzy nie było wolno wstawać od stołu, bo to oznaczało, że dana osoba w nadchodzącym roku odejdzie, czyli umrze. Na stole wigilijnym wszystkich potraw musiało być pod dostatkiem, i nie mogło ich braknąć, bo to też oznaczało, że "bydzie jodła brachować". Musiały też być dodatkowe dwa nakrycia; jedno dla zmarłych z rodziny, a drugie "jakby se jaki żebrołk przechwanocił".
Wieczerzę rozpoczynał ojciec lub matka, co było oznaką poszanowania i rodzinnej zgody. Po wieczerzy matka szła do chlewa nakarmić zwierzęta "aby dobrze o nołs myślały" ona. aby o północy - kiedy to podobno przemawiają ludzkim głosem - "o nołs źle nie gołdały".
Pod choinkę nigdy nie dawano takich przedmiotów, jak np. buty-bo to oznaczać miało, że obdarowany może w następnym roku odejść, a "lipsta" nie dawała ich "kawalyrowi", aby się ich miłość nie rozdeptała. Nie dawały też "lipsty", a także ich "kawalyrowie" przedmiotów "szpiczastych " - bo to mogłoby "miłość rozdziubać". Przedmioty ze szkła mogłyby zaś "miłość roztrzaskać".
Po odśpiewaniu kolęd "dziołchy ciepały" butami i której but najbardziej czubkiem wskazywał do drzwi - ta miała pierwsza wyjść za mąż. Następnie szły na podwórze i nasłuchiwały, z którego kierunku szczekają psy -co miało oznaczać, że z tamtej strony przyjdzie "kawaly". Zabawy było coniemiara, jako że miałem aż osiem starszych sióstr.
Kiedy wigilia była gwiezdna, mówiono "bandzie kans jajec", co oznaczało, że kury w przyszłym roku dobrze będą się niosły, zaś gdy jeszcze dodatkowo "miesiączek" świecił, mawiano wtedy: "jasnoł wilio! - ćmawy studoły", co oznaczać miało urodzajny rok.
Niektórzy mieszkańcy brali na "Pastyrka" gałązkę rozkwitniętej wiśni lub jabłoni (dawano je do wazonu w pierwszą niedzielę Adwentu), co zapewnić miało widzenie w czasie "Pastyrki", kto w dawnej wiosce jest "morą, czyli zmorą.
Szkoda, że to wszystko, co jeszcze tak żywo tkwi w mojej pamięci i wielu starszych, idzie często już w zapomnienie.
Jerzy Lipka