Wędrówki po sołectwach Odrowąż
Krótko o............
Wioska wzmiankowana o raz pierwszy w 1292 roku jako "Odrvesz". Miała to byś najstarsza siedziba znanej rodziny Odrowążów. W 1776 roku Karol Ludwik Larisch sprowadził kolonistów zakładając w tym miejscu kolonię o nazwie Oderwanz czyli Odrowąź.
Do 1817 roku wioska należała do powiatu opolskiego, potem do strzeleckiego, a od 1956 roku, aż do likwidacji powiatów, do krapkowickiego. Statystyka z 1845 roku podaje, że Odrowąż liczył wtedy 24 domy, w których zamieszkiwały 163 osoby. Obszar dworski należał wtedy do majora von Wyschetzkiego. Patronem Odrowąża jest św. Urban i pod jego wezwaniem jest kapliczka z 1841 roku, stojąca w centralnym punkcie miejscowości. Tradycją lokalną jest procesja ku czci św. Urbana. W latach 1776 - 1981 Odrowąż należał do parafii w Otmęcie, a obecnie należy do parafii w Malni. z obiektów użyteczności publicznej na terenie wioski znajdują się: przedszkole, remiza OSP i sklep. Dzieci uczęszczają do szkoły w Malni. Tam, że znajduje się O środę k Zdrowia.
Do roku 1945 roku nad Odrą w Odrowążu znajdowała się duża stocznia rzeczna, należąca do rodziny Gabor. Dziś znajduje się tam Fabryka Urządzeń Technicznych "ZREMB". Sołtysem Odrowąża jest Józef Kowohl, a w radzie Sołeckiej są: Józef Rozkosz (radny), Jerzy Komandor, Maria Kowalińska i Hubert Witek.
Józef Szulc
Problemy do rozwiązania.
Józef Kowohl sołtysem jest od października 1994 roku. "Sołtysuje" więc od niedawna, ale jako że mieszka w Odrowążu od roku 1967 dobrze zna wszystkie sprawy, które utrudniają codzienne życie mieszkańców. Postanowiliśmy więc nie mówić o sprawach i rzeczach, które udało się już załatwić (np. wodociągi), ale o tych, które są najbardziej dokuczliwe dla mieszkających tutaj ludzi. W pierwszym rzędzie chodzi o budowaną w pobliżu a autostradę i utrudnieniach z nią związanych.
- "Oddana do użytku jedna nitka autostrady odcięta nas od świata - mówi J.Kowohl. No, może nie dosłownie, ale proszę mi powiedzieć, jak mamy się dostać do naszego kościoła parafialnego w Malni, do ośrodka zdrowia, do szkoły? Trzeba nadłożyć spory szmat drogi, żeby się tam dostać. A jakie rodzi to niebezpieczeństwa...".
Rzecz idzie o obiecaną i przewidzianą w planach kładkę nad autostradą, która miała połączyć Odrowąż z sąsiednią Malnią. Plany przewidywały wybudowanie jej w 1994, a koszty miały wynosiś 4 mld złotych (w cenach z 1993). W między czasie inwestor zobowiązał się do wprowadzenia zmian w projekcie, uwzględniających postulaty mieszkańców (chodziło m.in. o możliwość przejścia kładką konduktu pogrzebowego).
Oficjalnie decyzja obudowie bezpiecznego przejścia nad autostradą przewiduje jej rozpoczęcie w roku 1995. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że również i ten termin może być nie dotrzymany.
"W Dyrekcji Okręgowej Dróg Publicznych w Opolu powiedziano mi wręcz - mówi J.Kowohl - że nie ma nadziei na budowę w tym roku".
Sprawa numer dwa to telefony: - "W tym przypadku oderwani od świata jesteśmy już dosłownie mówi sołtys Kowohl. W swoim czasie odcięto jedyny numer telefoniczny w Odrowążu i, jak na razie, wszelkie nasze interwencje w Telekomunikacji Polskiej nie przynoszą efektów".
Sołtys wylicza też inne sprawy, które znalazły j się w planie potrzeb: gazyfikacja wsi, utwardzenie i dróg, budowa niedużego boiska sportowego... "Rozpocząłem dopiero to swoje "sołtysowanie" w naszej wiosce. Byś może już przed następnymi wyborami będę mógł powiedzieć, że wszystkie sprawy, które dziś utrudniają nam życie, znalazły swoje pozytywne rozwiązanie" - mówi sołtys Kowohl. - "Będę się o nie wykłócał wszędzie tam, gdzie tylko to możliwe.
"Tu jest mój heimat"
Wśród pierwszych kolonistów z Niemiec, których na tereny dzisiejszego Odrowąża sprowadził w 1776 hrabia Karol Ludwik Larish, byli przodkowie Jerzego Komandra. Ród Komandrów związany jest więc z Odrowążem od z górą dwustu lat. Hrabia nadal każdemu z kolonistów po równym kawałku ziemi, ale że gleba tu nie najlepsza (IV - VI klasa), ludzie los swój i byt związali z rzeką Odrą. W każdej niemal rodzinie ktoś byt "łodziarzem".
-"Zawód łodziarza - mówi pan Jerzy Komandor -przechodził z ojca na syna. Mój dziad, a potem ojciec, byli właścicielami barek, którymi woziło się węgiel, cement, zboże do Wrocławia, Berlina, a nawet do Hamburga. Brat mojego ojca, August, dorobił się pięknego statku pasażerskiego "Sonenschein", który pływał po Odrze do 1945 roku.
Ród Komandrów wywodził się z Hesji, ale dla p. Jerzego, a także wielu innych, Odrowąż to ów prawdziwy "heimat", którego porzucić nie sposób. -"Z tą ziemią związana jest historia całej mojej rodziny. Znam tu każde drzewo, rzeczkę, mostek, tu mój przodek Andreas Komandor założył pierwszą we wsi kuźnię".
Dziś pan Jerzy to chodząca kronika Odrowąża. Od niego dowiedzieć się można, że właścicielami stoczni była rodzina Gabor, masarni - p. Szewczyk, zaś piekarnia ze sklepem była własnością rodziny! Nowaków. Przed wojną była też we wsi karczma| i sklep kolonialny (Gabor). Prąd elektryczny popłynął; w 1922, a szkolę wybudowano w 1933.
Obecnie na terenie byłej stoczni ma siedzibę Fabryka Urządzeń Technicznych "ZREMB", zaś w budynku szkoły mieści się przedszkole.
- "Wie pan bardzo boleję nad tym, że tylu młodych wyjechało z Odrowąża - mówi. Wyjechali przede wszystkim bardzo dobrzy fachowcy. Ale czyś można ich za to winić? Młodym nie wystarcza już skromna świetlica w remizie. Czymś trzeba ich na wsi zatrzymać." Pan Komandor jest prezesem miejscowego Kola Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim: - "Nie ma u nas podziału na "My - Wy". Mieszka w Odrowążu kilka rodzin napływowych, ale wszyscy stanowimy jedną społeczność, bez żadnego podziału i antagonizmów
Koło Towarzystwa liczy około 280 członkowi Spotykają się w remizie strażackiej. Zdecydowani! przeważają ludzie starsi. - "Czy będzie komu przekazać pałeczkę - zastanawia się pan Komander. - Młodzi, jak na razie, nie garną się do naszego Towarzystwa".
Pan Bernard i jego orkiestra.
"Wszystko co śląskie - jest święte"
Bernard Grzesista do dziś pamięta słowa dr Piotra Świerca:
- "Chłopcze, musisz co zostawić po sobie". Było to w czasach, gdy chodził jeszcze do szkoły podstawowej, której kierownikiem był właśnie Piotr Świerc, niestrudzony później piewca kultury śląskiej.
Śpiewał w chórze szkolnym i tam też połknął bakcyla muzyki. Ale prawdziwego muzykowania nauczył się w szkole muzycznej, działającej przy Orkiestrze Dętej Zakładów Papierniczych w Krapkowicach.
- "Obowiązywał tam dryl zgoła wojskowy - wspomina dziś B. Grzesista. - O opuszczaniu prób czy nawet spóźnieniu mowy byś nie mogło. Muzykę trzeba było traktować poważnie. I teraz wymagam tego samego od moich uczniów".
Do nauki innych daleka jednak była droga. Swoje muzykowanie łączyć musiał z pracą zawodową w Zakładach Papierniczych. Zaczął jako goniec, by po 37 latach odejść jako mistrz zmianowy. Pracowałby może i dłużej, ale nie pozwoliła na to choroba.
W roku 1960 ożenił się z panną z Odrowąża (dochował się trojki dzieci i ośmiu wnuków) i mieszka tam do dziś. Rok wcześniej wstąpił (do orkiestry dętej w Górażdżach, z którą nie dawno obchodził jej 35-te urodziny.
W muzycznym życiorysie B. Grzesisty jest również udział w kapeli Zespołu Pieni i Tańca "Gogolin", którą kierował wspólnie z Manfredem Makiolą.
Tam też ponownie zatknął się z dr Piotrem Świercem, uznanym już wtedy piewcą folkloru. Utrwalił on w swoim byłym uczniu przekonanie, że "wszystko co śląskie, jest święte".
Teraz Bernard Grzesista mówi: "Dumny jestem z tego, że jestem ślązakiem".
Śląskie tradycje i zwyczaje bliskie mu były przez cały czas. To właśnie za jego staraniem zorganizowano w Choruli, po raz pierwszy na terenie gminy, "Pogrzebanie basa". Dziś impreza ta, żegnająca karnawał, jest w gminie dość powszechnie znana, ale mało kto pamięta, że najpierw trafiła do Krapkowic (rok 1923). Obrzęd ten, wywodzący się ze Słowacji, na nasze tereny przywieźli ze sobą w początku wieku mieszkańcy Ziemi Raciborskiej, pracujący wtedy przy budowie Zakładów Papierniczych. Od roku 1991 Bernard Grzesista ma nową pasję, której na imię "Młodzieżowa Orkiestra Dęta z Malni". Powstała z inspiracji księdza proboszcza Jana Kołodennego i w pierwszej fazie liczyła siedmiu młodych muzyków (Piotr Krawiec, Waldemar Nowak, Waldemar Niemczyk, Krzysztof i Jan Reinert, Adam Spallek i Rafał Jilg). Sporo musiało być jednak zapału wśród tej niewielkiej grupy, skoro pierwszy koncert odbył się po kilku zaledwie tygodniach prób:
15 maja 1991 roku.
Repertuar był wtedy jeszcze wyłącznie kościelny, brakowało instrumentów i strojów. W październiku 1991 r. orkiestra dała już koncert "pełną parą" – zespół się rozrósł, a efektowne stroje (całkiem gratisowo) uszyła pani Anna Makiola.
Dzisiaj orkiestra liczy trzydziestu młodych muzyków (są również dziewczyny). Najmłodszy ma lat jedenaście, a najstarszy - osiemnaście. Nowe stroje ufundował Urząd Miasta i Gminy, który stał się niejako patronem zespołu.
Orkiestra pod batutą pana Bernarda wystąpiła już z około 80 koncertami. Gra muzykę kościelną, poważną (m.in. Mozart, Schubert), rozrywkową. - "Przydało się moje zbieractwo i przezorność - mówi pan B. Grzesista.
- Zawsze starałem się ratować najbardziej choćby zniszczone nuty. Tak było na przykład z unikalnym zbiorem nut kościelnych "Weg zum Himmel", wydanym przez księdza prałata Ludwiga Skowronka w roku 1938 w Raciborzu. Dziś korzysta z niego nie tylko moja orkiestra".
Usłyszane przed laty słowa dr Świerca pamięta pan Bernard do dziś. "Zostawić po sobie siad
- to dewiza, którą kieruję się w całym swoim życiu". Ze swoją orkiestrą zdobył już wiele nagród i wyróżnień (np. w Opolskim Święcie Pieśni Ludowej - Gogolin 93', Przeglądzie Orkiestr Dętych - Gogolin 94', Przeglądzie Ludowej Twórczości Artystycznej - Wiatraki 94'), ale w jego działalności nie nagrody (choć i one się liczą) są najważniejsze -liczy się przede wszystkim muzyka i zaszczepienie jej umiłowania wśród najmłodszych.
Muzyka ma bowiem wartości uniwersalne.
(szaf)