Koło Związku Górnośląskiego w Opolu wydało niedawno publikację Adolfa Hytrka z Obrowca „Górny Szlązk pod względem obyczajów, języka i usposobienia ludności". Napisana blisko 120 lat temu, bo w 1877 roku praca, ukazała się drukiem po raz pierwszy na łamach „Przeglądu Polskiego" w Krakowie w 1879 roku.
Adolf Hytrek urodził się w Obrowcu w dniu 17 czerwca 1853 roku jako syn miejscowego gospodarza Piotra Hytrka i jego żony Zuzanny z domu Loss. Studiował teologię na Uniwersytecie Wrocławskim. W czasie studiów Hytrek należał do studenckiej korporacji „Winfridia", a równocześnie pomagał w redagowaniu „Katolika" - najpoczytniejszego wówczas czasopisma polskiego na Śląsku. Zebrał wtedy około tysiąca śląskich pieśni ludowych. Zorganizował też pielgrzymkę kilkudziesięciu osób w strojach śląskich do Rzymu. Później był nauczycielem domowym Potockich w Krzeszowicach. Odbył z nimi podróż do Belgii.
W roku 1877 Adolf Hytrek za namową biskupa wrocławskiego Henryka Förstera wyjechał do Rzymu, gdzie został wyświęcony na kapłana. W dniu swoich prymicji ks. Adolf Hytrek został przyjęty na prywatnej audiencji przez papieża Leona XIII. W Rzymie studiował obok filozofii i historii kościelnej, archeologię chrześcijańską. Następnie, dzięki propozycji rodziny von Strachwitz, A. Hytrek prowadził badania archeologiczne w północnej Afryce. Zyskały mu one sławę znawcy katakumb. W okresie późniejszym Adolf Hytrek pracował w duszpasterstwie na terenie Austrii, wygłaszając kazania w języku niemieckim i włoskim. W tym czasie uczył się też języka chorwackiego. Równocześnie był także ekspertem rządu węgierskiego w zakresie archeologii.
W roku 1896 ks. Adolf Hytrek powrócił na rodzinny Śląsk. Początkowo zamieszkał w Królewskiej Hucie, a w roku 1897 został administratorem parafii Szymiszów koło Strzelec Opolskich. Urząd ten pełnił niecałe trzy lata, bo schorowany już 5 września 1899 roku zmarł w klinice we Wrocławiu, mając zaledwie 46 lat. Pochowany został przy kościele w Szymiszowie.
Nie jesteśmy dzisiaj w stanie przedstawić pełnego wykazu publikacji Adolfa Hytrka. Drukował on swoje artykuły w „Katoliku", „Monice", „Kurierze Górnośląskim". „Przeglądzie Polskim" oraz w „Gazecie Katolickiej", ale często nie były one podpisane nazwiskiem autora. A. Hytrek napisał też powieść „Królowa Berta. Powieść prawdziwa z VIII wieku".
Największym jego dziełem jest jednak praca „Górny Szlązk pod względem obyczajów, języka i usposobienia ludności". Jest to wielopłaszczyznowy obraz Śląska przedstawiony przez 24-letniego wówczas autora. Adolf Hytrek zamieścił w tej pracy szereg ciekawych informacji i opisów odnoszących się do Śląska drugiej połowy XIX wieku. Zawarty w tej publikacji m. in. opis śląskiego wesela przytaczamy poniżej:
„Już na kilka dni przed ślubem krewni i przyjaciele nowożeńców, tudzież znajomi, którzy mają być albo już są zaproszeni na wesele, przynoszą rozmaite podarunki, mianowicie mąkę, masło, sery, mleko, mak, rodzynki itp. Iść na ucztę a nie „nieść na wesele" jest uważane za rodzaj grubej niedelikatności, za przekroczenie obowiązujących form towarzyskich.
W imieniu nowożeńców chodzą zapraszać gości dwaj drużbowie. „Młoda pani" wybiera sobie do ślubu „druchny", których bywa 3 do 6 i które występują w wieńcach na głowie: „młody pan" wybiera odpowiednią liczbę drużbów, którzy po prawej stronie kapelusza przypinają bukiet kwiatów czyli „woniaczkę" z długimi pstremi wstążkami. W dzień ślubu „młody pan" zaprasza jednego ze starszych gości, znającego się dobrze na tańcach i urządzaniu zabaw a mającego powagę na „starostę". Ten przez całe wesele pełni funkcyę mistrza ceremonii, a jako odznakę ma w dziurce od guzika zatknięty bukiecik mirtowy przepasany zieloną wstążeczką. Jak przy wszystkich obchodach i uroczystościach, tak i przy weselach jest w użyciu mnóstwo oracyj i pieśni.
Tak np. gdy drużbowie idą zapraszać gości, przemawiają następnie: „ Winszujemy dnia dzisiejszego, nie dla kogo innego, jeno dla pana ojca i dla pani matki i dla tych obojga państwa młodych, którzy się zabierają do stanu małżeńskiego. Nie za nas się to poczęło i nie za nas się to skończy, tylko się to poczęło z Trójcy Świętej i ze żebra Adamowego - z tych ludzi, którzy nie słuchali przykazania Bożego; a Ewa ogryzkiem jabłuszka zgrzeszyła, gdy go Adamowi dała, żeby mu się podobała na wieki. Poczem ich Pan Bóg wysłał na twardą opokę, żeby sobie zarabiali na kawałek chleba. - Zebrano nas dwóch braci i wysłano nas w daleką drogę, żebyśmy sławetnego państwa prosili. Więc my was też prosimy i niziutkie ukłon oddajemy".
Potem zwykle śpiewają:
„Szlim nad wodą, rybki się pluskały, Szlim nad gaikiem, ptaszęta śpiewały (...)".
Przed wyjazdem do ślubu udają się druchny na czele orszaku dziewcząt do komory „pani młodej", która wnet wychodzi z płaczem oficyalnym i pada do nóg rodzicom prosząc o błogosławieństwo. Na rozkaz „starosty" przygrywa muzyka „pieśń Bożą", poczem wyruszają wszyscy do kościoła. Muzyka gra skocznego marsza, odzywają się huczne okrzyki i ogniste trzaskanie z biczów. W kościele najpierw Msza św., podczas której muzyka gra na chórze, a wszyscy goście idą z ofiarą koło ołtarza, poczem przystępuje młoda para do ołtarza, ona w wieńcu, on z bukietem mirtowym. Zamiast pierścionków poświęca ksiądz zwyczajne „wianuszki" mirtowe, które nowożeńcom kładzie na głowy.
Po ślubie wraca cały orszak w hucznej kawalkadzie do domu, a złożywszy nowozaślubionej parze życzenia, zasiadają do śniadania. Po śniadaniu następują tańce w domu. a po kilku godzinach rozpoczyna się obiad. „Starosta" wyznacza miejsca gościom, wznosi wiwaty na cześć nowożeńców i całego domu, a muzyka przygrywa w czasie uczty.
Po obiedzie wyrusza całe towarzystwo do karczmy „na salę". Zaczynają się tańce. W pierwszej parze idzie młoda pani, dalej druchny, drużbowie itp. Najwięcej używane tańce są: mazury, krakowiaki, polonezy, kołomyjki, tendry, kostury i inne. Z tych „kostur" mniej znany po za Szlązkiem, należy do najulubieńszych i zwykle kilka razy na każdem weselu bywa tańczony. Staje w rzędzie 11 chłopców a naprzeciw 10 dziewcząt, w środku leży długi kij, czyli „kostur". Muzyka gra walca; jeden z młodzieńców występuje z rzędu, bierze kij w ręce i tańczy z nim podług taktu między rzędami taneczników, nagle porzuca kij, chwyta jedną z tanecznie, reszta młodzieży idzie za jego przykładem i przy odgłosie skocznej muzyki żywy idzie taniec. Ale ponieważ mężczyzn było 11 a dziewcząt 10, jeden pozostaje bez pary i musi się brać do „kostura". Po kilku kołach rozpoczyna się znowuż taniec z kosturem przy powolnym walcu.
Dodać jeszcze należy, że muzyki starają się o bogaty zapas tańców, między któremi przeważnie starsze melodye bardzo są lubiono. Jedną z najsławniejszych kapel wiejskich tworzą Szynowscy z Zużeli na Zaodrzu, w powiecie Opolskim, znani prawie w całym Górnym Ślązku".
Opracował Józef Szulc