Od tragicznej powodzi minęło już ponad dwa miesiące. Do dziś ludzie, którzy na swoje nieszczęście mieszkają na terenach, gdzie poczciwa i zwykle przyjazna Odra zmieniła się w straszną Odrzycę, budzą się po nocach i na nowo przeżywają koszmar lipcowej powodzi.
Teraz, gdy opadły emocje, gdy po wielkiej wodzie pozostały ślady wysoko na elewacjach domów, i te bardziej złowrogie na ścianach w pomieszczeniach, które jeszcze niedawno były sypialnią czy kuchnią, nastał czas bodajże najtrudniejszy. Przede wszystkim trzeba pozbierać się psychicznie, wykrzesać z siebie siły nie tylko fizyczne. Wszyscy powodzianie mają świadomość, że to właśnie teraz rozpoczyna się dla nich okres egzaminu z odporności, hartu ducha, wiary i nadziei. Ale tak mówią jedynie ci najbardziej odporni i zdeterminowani, którzy „pozbierali się" najwcześniej.
Józef Lipka z Obrowca do takich właśnie należy: - „Straciłem prawie cały dorobek życia. Z meblami uciekałem na strych, bo któż przewidział, że to będzie nadaremne. Woda i tam dotarła. Zatopiło mi kombajn, traktor, maszyny rolnicze... Najważniejsze jednak były zwierzęta a te udało mi się uratować: do sąsiadów wywiozłem ponad 100 świń i kilka krów. To podstawa mojej egzystencji" - mówi.
Józef Lipka to młody jeszcze gospodarz. Wie, że sił mu nie zabraknie i prędzej czy później stanie na powrót na nogi. - „Mieszkamy z żoną jak Apacze - próbuje żartować. - Ale kombajn jest już na chodzie. Inne maszyny również. Wie pan, pieniądze, te trzy tysiące i 1000 z gminy poszły na zakup zboża. Z mojego pola zostało bowiem coś koło 5%. Wszystkie plony zabrała woda a zwierzęta muszą przecież jeść. Teraz nastał czas odkażania ziemi, wapnowanie powinno wystarczyć i nowe plony być może będą już w przyszłym roku. Oby tylko państwo wywiązało się ze swoich obietnic, bo jak na razie rolnik żadnych kredytów preferencyjnych nie może otrzymać. A bez pieniędzy jak stanąć na nogi... Do tej pory pomagali sąsiedzi, znajomi, rodzina. Ale jak długo tak można żyć...?"
Wszędzie, gdzie to tylko jest możliwe, trwają prace remontowe w budynkach, w których woda dokonała zniszczeń. Jerzemu i Antoniemu Gawronom pomaga ekipa RSP. Na razie mieszkają w barakowozach. - „Nie jest to wielki komfort, ale mamy przynajmniej dach nad głową" -mówią.
Nie każdemu jednak dany jest powrót do swojego domu. Walenty Woszczyna, który Odrę zna jak mało kto, też się przeliczył.
U niego w domu woda także była na strychu. Teraz, na swoim wózku inwalidzkim, podjeżdża do zniszczonego domu, i nie może opanować łez. Czy jeszcze kiedyś tu powróci...?
Woda już opadła, ale o tej powodzi nie prędko zapomnimy. „Odrzyca" zniszczyła dobytek wielu, wielu ludzi, ale największe spustoszenia poczyniła w ludzkich duszach. Aby te rany jak najszybciej się zabliźniły, musimy o nich dalej pamiętać. I pomagać, choćby i dobrym słowem. Ci ludzie muszą wiedzieć, że nie są sami...
szaf