Wywodzący się z Karłubca ksiądz Leonard Gaida był synem Johanna Gaidy i jego żony Moniki z domu Fuhrmann. Karłubiec należał wtedy do parafii w Otmęcie i tam Leonard został ochrzczony; chrzestną została Maria Fuhrmann. Ojciec Leonarda był murarzem w Zakładach Wapienniczych w Gogolinie. Rodzice posiadali też niewielkie gospodarstwo.
Przez całe swoje życie ksiądz Leonard Gaida był mocno związany z rodzinnym Karłubcem. Tutaj uczęszczał do Szkoły Podstawowej, tutaj grał w piłkę w miejscowym zespole sportowym i tutaj też zawsze chętnie powracał.
Był uczestnikiem, a często też organizatorem wielu spotkań klasowych swoich rówieśników, zarówno ze Szkoły Podstawowej, jak też z Liceum. Absolwenci Liceum Ogólnokształcącego w Gogolinie pamiętają go m.in. ze wspaniałego spotkania absolwentów w 1988 roku. W 1994 roku ksiądz Leonard Gaida uczestniczył w spotkaniu swoich rówieśników z całej dawnej rozległej parafii w Otmęcie z okazji 50 rocznicy Pierwszej Komunii Świętej.
W związku z drugą peregrynacją obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej został zaproszony do rodzinnego Karłubca. W tutejszym kościele miał o północy odprawiać Pasterkę Maryjną. Niestety, na tę wielką uroczystość już nie przybył, gdyż miesiąc wcześniej zmarł.
Krótką bografię księdza Leonarda Gaidy opracował ks. dziekan Gerard Sobota. Ukazała się ona w „Wiadomościach Urzędowych Kurii Biskupiej Śląska Opolskiego". Poniżej przytaczamy ją w całości:
„ Wiedzieliśmy o tym, że nasz przyjaciel ks. Leonard jest poważne chory. Gdy jednak w niedzielę, 10 marca 1996 r. dotarła do nas wiadomość o jego śmierci, byliśmy tym wszyscy mocno wstrząśnięci. Przecież nie tak dawno zaprosił nas na swoje 61 urodziny do Krowiarek. Przyjechaliśmy w ten dzień do Krowiarek, ale aby się już z nim pożegnać; przybyliśmy na jego pogrzeb.
Ks. Leonard Gaida pochodził z Gogolina-Karłubca - urodził się tam 11 marca 1935 roku. Jego rodzice byli prostymi, pracowitymi, bogobojnymi, głęboko wierzącymi ludźmi. I takim też był ks. Leonard: szczery, prosty, niezwykle pracowity.
Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Karłubcu, zgłosił się do miejscowego Gimnazjum w Gogolinie, a potem wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie. I tam spotkałem się z nim po raz pierwszy, choć mieszkaliśmy w rodzinnych stronach niedaleko od siebie.
Jego placówki pracy duszpasterskiej, po otrzymaniu święceń kapłańskich w dniu 22 czerwca 1958 r. w Opolu, były następujące: parafia pw. św. Józefa w Opolu-Szczepanowicach (1958-1959), potem parafia pw. św. Michała w Kotorzu Wielkim (1959-1963), św. Tomasza Ap. w Kietrzu i Narodzenia NMP w Krowiarkach (1963-1969), z zamieszkaniem w Tłustomostach i wreszcie samodzielne prowadzenie parafii w charakterze proboszcza w Krowiarkach (1969-1996).
Wydawało się, że jest jednym z tych, którzy cieszą się żelaznym zdrowiem, a jednak już bardzo wcześnie, bo w połowie lat sześćdziesiątych, pojawiły się objawy schorzeń reumatycznych. Trzeba było niezwykłego hartu i wewnętrznej dyscypliny, aby nie poddać się chorobie. Zdawało się bowiem, że schorzenia uczynią z niego kalekę, że przygną go do ziemi. Wszystkie swoje wakacyjne chwile spędzał w różnych lecznicach, aby móc nadal pracować. I nie oszczędzał się, nie dyspensował od pracy duszpasterskiej, ale wykonywa ją nadal bardzo gorliwie. Nie ograniczał się do minimum, do tradycyjnej formy duszpasterzomania, był zawsze otwarty na nowe inicjatywy duszpasterskie i wprowadzał je w życie u siebie. Wiedział, że wiele zależy od osobistego kontaktu z wiernymi, dlatego korzystał z każdej okazji, aby parafian gromadzić wokół siebie, zapraszając ich na swoje probostwo z okazji różnych jubileuszy czy rocznic. Starał się o kontakty nie tylko ze swoimi parafianami, ale też z wszystkimi, z którymi kiedyś łączyła go czy to przynależność do grona ministranckiego, czy nauka w gimnazjum, czy wspólne studia. Uczył się od innych. Jego wielkim nauczycielem był ks. prałat Franciszek Dusza, rodzimy proboszcz; kiedyś bowiem Karłubiec należał do parafii Krapkowice-Otmęt.
Ks. Leonard jako dobry gospodarz troszczył się o powierzony jego trosce kościół i probostwo. Jeszcze nie tak dawno dzięki jego trosce został odmalowany kościół w Krowiarkach, a probostwo zostało pokryte nowym dachem. Pięknie grające, odremontowane organy - to też jego dzieło. Zresztą dbał tak bardzo o muzykę i śpiew w kościele.
Wszystko pozostawił po sobie uporządkowane. Był zawsze optymistą, choć przechodził kilkanaście operacji. W czasie odwiedzin w szpitalu nie użalał się nad sobą, prawie nic nie mówił o swojej chorobie, ale interesowało go to, co dzieje się w parafii i w diecezji.
Jego ulubionym zajęciem duszpasterskim było głoszenie kazań. Kochał ambonę, chętnie przemawiał. W niedzielę, w którą Bóg powołał go do siebie, jeszcze odczytał Ewangelię, ale już nie wiemy, co chciał swoim wiernym powiedzieć w homilii.
Pogrzeb śp. kapłana Leonarda odbył się w czwartek, 14 marca ub. roku, obrzędom pogrzebowym przewodniczył biskup opolski Alfons Nossol. Jego doczesne szczątki spoczęły na cmentarzu w Krowiarkach.
Kończę słowami, które po jego śmierci wypowiedział jeden z kolegów kursowych:
„Chrystus - Dawca wody żywej Już powołał Cię do siebie -Bądź w łączności modlitewnej Mym orędownikiem w niebie".
opr. Józef Szulc