Gogolin położony jest u stóp Wyżyny Śląskiej w zasięgu wielkich zasobów kamienia wapiennego. Już w średniowieczu kamień ten byt wykorzystywany do budowy m.in. ogrodzeń. Na początku XIX wieku stało już w Gogolinie ponad 40 pieców szybowych do wypalania wapna.
Po wybudowaniu linii kolejowej Wrocław - Opole - Gogolin - Mysłowice wybudowano w pobliżu torów kolejowych dalsze piece, dużo już wydajniejsze, do wypalania wapna, tzw. piece kręgowe (Gogolin, Góraż-dże, Otmęt).
Przedsiębiorcy, którzy budowali w naszej okolicy piece do wypalania wapna i eksploatowali kamień, nie byli Ślązakami. Byli to ludzie interesu, skierowani lub przeniesieni tu z różnych stron Niemiec. Oprócz przedsiębiorców byli wśród nich urzędnicy, nauczyciele, oficerowie, górnicy, inżynierowie i różni specjaliści.
Większość przybyłych do Gogolina Niemców była wyznania ewangelickiego.
Początkowo pomiędzy Ślązakami a przybyszami z Rzeszy powstała pewna bariera, bo miejscowi nie darzyli swoich zwierzchników pełnym zaufaniem. Ślązacy byli w zakładach wapienniczych przeważnie robotnikami lub skalnikami a od przybyszów wyraźnie się odróżniali.
Na przełomie XIX i XX wieku było w Gogolinie 169 ewangelików. Później stanowili mniej więcej 10% ogółu mieszkańców.
Chociaż parafia ewangelicka była mała, to w latach 1908-09 wybudowano w Gogolinie (naprzeciw starej szkoły) z kamienia mały kściółek a obok szkółkę dla dzieci wyznania protestanckiego. Kościółek z kamienia wapiennego jest perlą architektoniczną. Aby dostrzec jego piękno trzeba z bliska obejrzeć go sobie ze wszystkich stron.
Początkowo msze w kościele odbywały się co dwa tygodnie a pastorzy dowożeni byli z Krapkowic. Pierwszym pastorem w Gogolinie był pan Geitke, a później pan Hilgenfeld.
W kościele zostały zainstalowane małe lecz cenne i pięknie brzmiące, napędzane nożnie organy. Organistą był kierownik szkoły i jedyny nauczyciel, który mieszkał w szkole obok kościółka (tam, gdzie dzisiaj jest przedszkole). We wieży kościelnej znajdowały się dzwony, które obsługiwali, ciągnąc powrozy, konfirmanci. Do konfirmacji byli przygotowywani przez dwa lata. Na naukę konfirmacyjną w Gogolinie uczęszczały również dzieci z Zakrzowa i Obrowca.
Światło dzienne wpadało do kościółka przez trzy większe i trzy mniejsze kolorowe okna i upiększały małą apsydę (pomieszczenie zawierające ołtarz). Okna w czasie wojny nie uległy zniszczeniu i zachowały się do dziś.
Wnętrze kościółka jest jasne, ale skromne z jego dziesięcioma rzędami ławek po lewej i prawej stronie. Ambona jest tylko trochę podwyższona i tworzyła "rodzinną" atmosferę w czasie kazania. Po skończonej mszy pastor przy drzwiach wyjściowych żegnał się z wiernymi podając im rękę.
Dzięki ofiarodawcom zamieszkałym w Niemczech został naprawiony dach, usunięto stare drewniane ogrodzenie i przeprowadzono kilka drobnych remontów. W ubiegłym roku, dzięki pomocy ze strony burmistrza, została wyremontowana wieża kościelna. Dzisiaj kościółek, mimo iż nie jest używany, znajduj e się w bardzo dobrym stanie.
Obok kościółka znajdowała się szkoła, w której było mieszkanie dla jej kierownika, a zarazem jedynego nauczyciela ewangelickiego.
Szkoła była 8-klasowa, ale nauczyciel miał do dyspozycji tylko jedno pomieszczenie.
Ostatnim nauczycielem przed 1945 rokiem był Oskar Dressier, który był bardzo wymagający, ale dzięki wyjątkowemu talentowi pedagogicznemu potrafił uczniom przekazać dobre wykształcenie ogólne.
Na przyszkolnym podwórzu przechadzały się kury; stało tam też około 30 klatek, w których pan Oskar hodował króliki różnych ras. Z podwórzem łączył się ogród warzywny. który był nieraz celem wycieczek i wykładów.
Pan Oskar Dressier prowadził dodatkowo (aż do wybuchu wojny) ewangelicki chór kościelny i organizację społeczną pn. "Ewangelicka pomoc dla kobiet" a także związek kobiet zwany "Luisenbund", który spotykał się w ogrodzie pana Kuscha przy stacji kolejowej. Emblematem tego związku był bławatek a patronem była królowa Luisa.
Mimo trudnych warunków nauki, jakie panowały w szkole, po ukończeniu czterech klas szkoły powszechnej, każdy uczeń był tak dobrze przygotowany, że bez trudności zdawał egzamin do gimnazjum lub innej szkoły.
Kto był uczniem pana Oskara do dziś darzy go wielkim szacunkiem za jego rzetelną wiedzę, za umiejętności przekazywania tej wiedzy oraz za zapoznanie uczniów z dobrymi zasadami wychowania
Rafał Zając
(opracowano na podstawie artykułu M. Rehberger „Protestanci")